Sport

Wtorek w Spodku: o występach Polek i łapaniu tenisistki

Wtorek w Spodku: o występach Polek i łapaniu tenisistki

 

To był dzień, w którym na kort wyszły trzy Polki. Wygrała jedna, a potem poszła kontynuować walkę na konferencji prasowej.

Początek spotkania Agnieszki Radwańskiej z Czeszką Kristyną Pliskovą nie wyglądał tak, jak licznie zgromadzona o 14.00 publiczność mogła oczekiwać. Pliskova nie popełniała prostych błędów, tylko mieszała typowe dla siebie potężne uderzenia z zagraniami misternymi jak złoty łańcuszek.

Agnieszka przyznała na konferencji, że początek gry to zawsze zapoznanie się z taktyką rywalki i z warunkami nawierzchni. Łatwiej jej poszło po zdobyciu przełamania. To był taki mecz, który się wygrało bez zbędnych męczarni. Trudno szacować na jego podstawie formę krakowianki. Optymizmem napawa brak plastrów na ciele – podobno fizycznie jest dobrze.

Na konferencji prasowej padły mądre słowa – i to z dwóch stron. Dziennikarz (pan Artur Rolak, autor słynnego pytania w Warszawie) zaznaczał, że po pierwszej rundzie piszemy „wygrała w 1. rundzie”, po drugiej rundzie piszemy „wygrała w 2. rundzie”, potem „pewnym krokiem do półfinału”, aż w końcu „poległa w finale”- zamiast „wygrała 4 mecze i poległa w finale”. Radwańska, jak na zawodniczkę grającą z kontry przystało, przedstawiła swoje racje. Osoby, które znają się na tenisie, wiedzą i potrafią prawidłowo odczytać te nagłówki. Ale one są też czytane przez ludzi, którzy się nie znają i tylko kodują w świadomości „poległa”, „uległa”, „ugrała 2 gemy”.

Cóż zrobić? Najlepiej zainteresować tenisem wszystkich, żeby cała Polska wiedziała. Dziennikarze i sportowcy jadą na jednym wózku. Obie te grupy potrzebują też kibiców. Taki ekosystem.

Przez spisywanie transkryptu uciekł mi mecz Magdy Linette. Tenisistka z Poznania „uległa” Klarze Koukalovej (31 WTA) i „ugrała” z nią siedem gemów. To nie jest zły wynik, zwłaszcza, że Polka walczyła od stanu 0-4. Podobno było na co popatrzeć. Koukalova imponowała returnem, a Linette umiała ładnie skonstruować akcję. Ten wynik i poziom gry to – mamy nadzieję – optymistyczny prognostyk przed kolejnymi turniejami, bo pani Magda, będąc o krok od top 100, trochę nam się zapowietrzyła w ITFach.

Z wielką przyjemnością obejrzałam mecz Magdaleny Fręch, mojej ulubienicy od listopadowego turnieju ITF w Zawadzie. Po drodze, Magda obchodziła 16. urodziny i zagrała seniorski turniej ITF 10K w Grecji, gdzie doszła do ćwierćfinału po eliminacjach. W tym wieku tenisista jest jeszcze niemal niezapisaną kartą – nawet wielki talent może się po drodze rozmyć, dlatego nie zapeszamy. Zwłaszcza, że panna Magda Fręch. tegoroczna halowa mistrzyni Polski, nie otrzymuje żadnego finansowania. W takiej sytuacji nie jest trudno stracić zainteresowanie tenisem i poświęcić się studiom, w wolnym czasie łącząc wyjazdy na ITFy z turystyką.

Tenisistka z Łodzi niezwykle ambitnie rozpoczęła mecz z 30-letnią Yvonne Meusburger (38 WTA). Jej trzymanie wymian widocznie zaskoczyło słynącą z regularności Meusburger, bo to ona wyrzucała. Fręch prowadziła dwukrotnie z przełamaniem i miała 40-0 przy własnym podaniu, by odjechać w secie na 4-2. Tu się jednak skończył dzień dziecka. Trochę więcej błędów Magdy, trochę więcej determinacji Yvonne i później gemy zdobywała prawie wyłącznie Austriaczka. Chociaż mecz do końca był równiejszy niż 6-3 6-1.

Magdalena Fręch powiedziała, że jej idolką jest Azarenka i stara się wzorować na niej swoją grę. Brakuje przede wszystkim siły Białorusinki (i jej krzyków). Ponadto, widać różnicę między turniejami juniorskimi i 10K ITF a poważniejszymi imprezami. Nawet, jeśli potrafisz wytrzymać wymianę z ponad 20 uderzeniami, a raz zabraknie ci pomysłu na odegranie (bo w ITF by to przeszło) i puszczasz miękkiego farfocla w sam środeczek kortu, to taką wymianę przegrasz. I tak uważam, że Fręch nie odstawała poziomem od starszych o kilka lat krajowych koleżanek, które wystąpiły w BNP Paribas Katowice Open.

Wczoraj przeprowadziłam pierwszy w życiu wywiad twarzą w twarz na turnieju WTA. Aby dostąpić tego zaszczytu, należy wykoncypować zawodniczkę i termin, kiedy wszyscy nie zechcą jej niepokoić. Następnie wypełniamy druk, w którym zaznaczamy m.in. czy chcemy wywiad tyko po wygranym meczu, czy również po przegranym, o czym i jak długo chcemy rozmawiać.

Po meczu, pani z WTA uzgadnia z zawodniczką, czy ma ochotę, czy czuje się na siłach. Ewentualnie negocjuje z nią inną datę (np. po treningu, po deblu). Jeśli czasem dorwiecie gdzieś wywiad, składający się z kilku pytań i króciutkich odpowiedzi, to pewnie nie było warunków, żeby zrobić coś lepszego.

Oczywiście, zaznaczyłam opcję „po meczu wygranym”. Dlaczego? Otóż na przykład dwa dni temu, Karolina z tenisportal.com zauważyła za halą Yaninę Wickmayer po przegranym meczu. Było dużo łez i krzyku. Kluczem do wywiadu z Cwetaną Pironkową był zatem jej powrót od stanu 4-6 3-5 z Czeszką Andreą Hlavackovą. Do tej pory to Hlavackova dominowała fizycznie. Biła po rogach i wykorzystywała deblowe umiejętności przy siatce.

Ale w ważnym momencie trochę pomogły oklaski zgromadzonych na trybunie prasowej (zakrywamy twarze ze wstydu) a mocno pomogła sama Hlavackova, która nagle zaczęła psuć na potęgę. W trzecim secie wzięła przerwę medyczną, choć nie wyglądało to na kontuzję – chyba, że mentalną. Po prostu gra Andrei się rozsypała.

Cwetana Pironkowa nie poszła za ciosem i w drugim meczu gładko przegrała z Shahar Peer. Uczciwie przyznajmy, że to nie dziwi. Peer się wyjątkowo dobrze gra w Katowicach, a kiedy jej siedzi uderzenie, to zawodniczkom z połowy setki trudno ją pokonać.

Co się dzieje po spotkaniu? Pani z WTA telefonuje do mnie, mówi, że za 5 minut przyprowadza tenisistkę do specjalnego pokoju. Właściwie, to istnieje coś takiego jak limit czasowy, ale po trzecim pytaniu pani kontrolująca widocznie uznała, że wszystko przebiega pomyślnie, wyszła z gabinetu i porozmawiałam z Bułgarką przez kilkanaście minut. Cwetana zaprezentowała się jako śliczna, zadbana kobieta w szarym dresiku i z odtwarzaczem muzycznym w dłoni. Używa bogatego słownictwa w języku angielskim, jest sympatyczna i cierpliwa.

Wczoraj widziałam jeszcze spotkanie Alize Cornet z Vesną Dolonc. Francuzka podtrzymała opinię o byciu jedną z kandydatek do najwyższych rund w tym turnieju. Obie z Serbką Dolonc zaprezentowały ciekawe widowisko z akcjami przy siatce i soczystymi uderzeniami.

Warto też wspomnieć, że Monica Niculescu przegrała 1-6 1-6 z kwalifikantką, Kristiną Kucovą, dla której to był pierwszy triumf w meczu WTA od… Baku 2011. Kucova kończyła wszystkie slajsy Rumunki.

Na sam koniec dnia wpadł pozytywny polski akcent. Katarzyna Piter i Alicja Rosolska awansowały do ćwierćfinału debla, pokonując parę ukraińsko-serbską Weronika Kapszaj / Teodora Mircić 6-2 6-4.

Podobne wpisy:

Previous article
Petko
Next article
Dlaczego dziennikarze nie powinni się przyjaźnić z tenisistami
About the author
related articles