Stracona szansa
Podczas mojej przygody z nowojorskimi rozgrywkami pojawia się przykre doświadczenie. W 2013 roku przegapiłem świetną okazję zobaczenia wielkoszlemowego finału na żywo Williams-Azarenka. Znajoma w podzięce dostała od swoich szefów bilety na finał. Ani ona sama, ani nikt z jej otoczenia (oczywiście, oprócz mnie!) nie za bardzo interesuje się tenisem. Problem w tym, że finał był rozgrywany… dzień po moim wylocie z Wielkiego Jabłka. Okazja przeszła mi obok nosa, ale dostałem srogą nauczkę – od tej pory każdy mój pobyt w Nowym Jorku kończę co najmniej kilka dni po rozegraniu całego turnieju. Kto wie, może będzie jeszcze mi dane zobaczyć tenisowych herosów podczas walki o cząstkę wielkoszlemowej chwały?
Cel? Akredytacja
Już wiem, że poprzednie edycji US Open nie będą moimi ostatnimi. Jednak jako student dziennikarstwa sportowego muszą celować wyżej – dlatego postawiłem przed sobą ambitny plan. Przyszłoroczny turniej nie będzie tylko jedną- czy dwudniową przygodą. Mam zamiar postarać się o akredytację, żeby przekazywać Polakom radość płynącą z tenisowej rywalizacji. Najlepiej w wykonaniu Polaków walczących o najwyższe laury.